Nasze życie składa się z ogromnej
ilości podjętych działań w kierunku polepszania sobie jakości życia. Cokolwiek
zrobimy zaraz oceniamy, czy nasze działanie przyniosło zamierzony skutek,
oczywiście w kategoriach pozytywnych jak i negatywnych, bo można założyć, że
chce się zrobić coś złego. Jednak ludzkie życie to kompilacja tych dobrych
skutków i tych niedobrych. Każdy człowiek ma zainstalowaną w swoim wnętrzu
„wagę”, która informuje nas, która szala jest w przewadze, ale to przy obecnym
stylu życia nie pozwala na wyciąganie w miarę obiektywnych wniosków. Dopiero,
gdy następuje gwałtowne załamanie budzimy się i zaczynamy się zastanawiać,
najczęściej nad tym, co jest nie tak. I tu widać, że człowiek wszystko, co
zrobi i ocenia traktuje jako efekt końcowy. A gdyby tak popatrzeć na to z
perspektywy ciągłości zdarzeń. Wystarczy przyjąć, że to, co właśnie
zakończyliśmy jest początkiem czegoś nowego i to nowe powinno też zakończyć się
sukcesem. Czyż nie ułatwilibyśmy sobie życia i przeszli przez nie spokojnie i z
uśmiechem na twarzy? Jednak żeby tak się stało nieodłącznym elementem tej
struktury jest rzeczywisty efekt końcowy, czyli moment naszej śmierci, w którym
powinniśmy sobie zadać to ostatnie pytanie: czy umieram szczęśliwy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz