wtorek, 27 maja 2014

MÓJ NOWY PROJEKT MEDIALNY.

Postanowiłem czynnie włączyć się w komentowanie spraw społeczno-polityczno-gospodarczych w naszym kraju. I tak, wczoraj odbyła się premiera pierwszego odcinka mojej Telewizji 21 z minutami. Będę się starał cedzić przekaz w rozpowszechnionych mediach i próbować dać alternatywę tym wszystkim, którzy takowej potrzebują. Wierzę, że każdy kto obejrzy przekaz sam wyciągnie wnioski i na ich podstawie będzie kreował swoje otoczenie.

Zapraszam do obejrzenia.


MOJA DROGA DO WOLNOŚCI OD RELIGII, CZ. 3.


sobota, 24 maja 2014

CZAS NA MAŁY EKSPERYMENT.



Wiem, że Internet jest krokiem milowym w rozwoju komunikacji międzyludzkiej, choć ma też swoje minusy. Dzielę się z Wami, moi drodzy Czytelnicy moimi przemyśleniami, które przelewam na klawiaturę laptopa i wciskam klawisz „enter”. Pomyślałem jednak, a okazało się, że mam takie możliwości, że warto rozszerzyć przekaz na audio-video. Nie obiecuję, że od jutra, codziennie w poście wstawię film z nagraniem siebie, który bezpośrednio będzie chciał trafić do Was z przekazem, ale jak tylko to będzie możliwe będę to czynił jak najczęściej. Dlatego nie bądźcie zaskoczeni, że od czasu do czasu pojawi się tekst pisany. Nie ukrywam, że już mam tremę, ale czego się nie robi dla idei. Już dziś zapraszam na jutrzejszą premierę. Pozdrawiam.

piątek, 23 maja 2014

WYCHOWYWAĆ, CZY POMAGAĆ W ROZWOJU?



Współczesny model wychowania nastawiony jest na wpajaniu utrwalonych wzorców, które bardzo często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Cały czas w swoich postach zaznaczam istotną kwestię, czyli zmienność wszystkiego. Dorośli w procesie wychowywania dzieci mają przed swoimi oczami siebie i przez ten pryzmat postrzegają innych. A przecież dziecko jest nowym indywiduum, które posiadając cechy swoich przodków, przychodzą na świat by realizować całkiem nowy scenariusz życia. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że wielu rodziców pomija fakt, że osobowość dziecka, od samego początku skierowana jest na kreację. Ta kreacja na początku jest nieudolna, ale po to jest potrzebne życiowe doświadczenie rodziców, aby ją odpowiedzialnie wspierać. Dopóki w mentalności współczesnych rodziców będzie tkwił schemat zakazowo – nakazowy, co nazywam wychowaniem, kreacja dzieci będzie ograniczona tymi zakazami i nakazami. Dziecko winno mieć przestrzeń, w której dzięki rodzicom będzie mogło odkrywać siebie, swoje indywidualne cechy, na których podstawie będzie mogło pisać własny scenariusz życia i robić wszystko, aby ten scenariusz zrealizować. Taką postawę nazywam pomaganiem w rozwoju.

czwartek, 22 maja 2014

JAK ODNALEŹĆ SENS ŻYCIA?



Człowiek z natury swojej zawsze realizuje postawione przed nim zadania. Jednak bardzo często to, co robimy nie przynosi nam satysfakcji. Taka sytuacja, jeżeli zaczyna trwać coraz dłużej staje się powodem ulatywania z nas pozytywnej energii, która potrzebna jest do tego by iść naprzód. Dlaczego tylu ludzi bardzo szybko i często się załamuje? Otóż, wynika to z tego, że tak naprawdę my do końca nie wiemy, do jakich zadań jesteśmy powołani. To z kolei wynika z tego, że szukamy siebie w otoczeniu bez uwzględnienia na pierwszym miejscu siebie samego. Cały ten proces został źle ukierunkowany we współczesnym świecie. Ponieważ to się już zaczyna w dzieciństwie, kiedy to rodzice widzą w dziecku siebie, a nie starają się szukać w nim indywidualnych cech, które są podstawą do wysublimowanych predyspozycji, które to z kolei są fundamentem możliwości w pełni realizowania się w całym życiu. Dlatego w tym miejscu zadam kolejne pytanie: wychowywać, czy pomagać w rozwoju? Tym zagadnieniem zajmę się jutro.

środa, 21 maja 2014

JAK SŁUŻYĆ, ŻEBY NIE RZĄDZIĆ?



Na początku chciałbym zająć się pojęciem „rządzić”. Otóż, pojęcie to pochodzi od słowa „zarządzać”, które w swej istocie ma prowadzić do samych pozytywnych skutków. Jeżeli ktoś zarządza, to stara się brać pod uwagę wszelkie możliwe aspekty przedmiotu zarządzania, by w tym procesie nikt nie był stratny. Jak już wielokrotnie pisałem na tym blogu, człowiek ze słabości swej natury wybiera zazwyczaj drogę na skróty. I tak, z „zarządzania” zrodziło się „rządzenie”, które to opiera się na uzyskiwaniu jak największych zysków nie licząc się z kosztami, te oczywiście winny być jak najniższe. Jak w tym, co przed chwilą napisałem odnaleźć pojęcie „służby”? Myślę, że już wskazałem rozwiązanie tej kwestii. Żeby służyć, trzeba patrzeć na zyski naszego działania przez pryzmat możliwości i korzyści drugiego człowieka. Ja osobiście przyjąłem taką postawę, tworząc dla własnych potrzeb zasadę: jeżeli wszystkim wokół mnie jest dobrze, to i mnie będzie dobrze. Czy może to być najprostsza definicja służby? Na to pytanie powinieneś odpowiedzieć już sobie sam, mój drogi Czytelniku.

wtorek, 20 maja 2014

CZY NASZA CYWILIZACJA JEST NAPRAWDĘ ROZWINIĘTA?



Pragnę na wstępie zaznaczyć, że dla mnie pojęcie „cywilizacja” zawsze podlega ewolucji, tak więc, człowiek pierwotny też żył w określonej cywilizacji. I mając to na uwadze warto zwrócić uwagę na okoliczności, w jakich trwała cywilizacja człowieka pierwotnego, i  okoliczności współczesnej cywilizacji, po bardzo długim procesie ewolucji. Człowiek pierwotny szedł do przodu,  mimo iż wszystkiego się bał, gdyż to, co go otaczało przerastało możliwości jego wyobraźni. W takich oto okolicznościach pierwotni ludzie krok po kroku doskonalili swoje umiejętności, by móc zaspakajać swoje potrzeby. Dzisiejszy świat pozwala człowiekowi na bardzo wiele. Mamy taki ogrom możliwości realizowania się w swoim życiu, a jednak tego życia się boimy . Warto w tym miejscu porównać strach człowieka pierwotnego ze strachem współczesnego człowieka. Dochodzę do wniosku, że dawniej człowiek się bał, ale szukając odpowiedzi w naturze pokonywał swoje lęki. Dzisiaj, człowiek skupił się tylko na sobie, odrzucając swoją istotę, która winna żyć w harmonii z naturą i boi się otoczenia, bo go nie zna. Czy człowiek pierwotny rzeczywiście był prymitywny? Co się stało z naszą, dzisiejszą  odwagą do pozytywnego rozwoju?

poniedziałek, 19 maja 2014

LUDZKA "NIEŚMIERTELNOŚĆ".



Wielu ludzi bardzo często cytuje znaną powszechnie sentencję: „śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Z moich obserwacji i analizy wynika jednak, że jest to niezgodne z naturą człowieka, którą zawsze rozważam w kontekście przyrody. Dlaczego? Otóż, zgodnie z powiedzeniem:” Gdzie człowiek się śpieszy, tam diabeł się cieszy” nie powinniśmy kochać w pośpiechu, gdyż w rozbieganym życiu zaczynają nam umykać pewne szczegóły, a w tedy deprecjonujemy miłość, ograniczając się do już nic nie wartego słowa: „kocham Cię”. A jeżeli w pośpiechu zaczynamy mówić obdarte ze szczerości słowo: „kocham Cię”, to czy to naprawdę jest jeszcze miłość? W odniesieniu do drugiej części sentencji, w której mowa o tym, że ludzie tak szybko odchodzą, to powinniśmy pamiętać, że czas wykreowany został przez człowieka po przez usystematyzowanie matematyczne pewnych powtarzających się zjawisk. Ale czy to jest „zegar” natury? Uważam, że Natura nie liczy czasu, i dlatego w tym kontekście życie ludzkie jest niekończącą się historią. Oczywiście, życie jednostki jest pewnym cyklem, ale w kontekście pojęcia „miłości” możemy spojrzeć na jednostkę przez pryzmat jej „nieśmiertelności”. Dopóki w umysłach i sercach ludzkich jest pamięć o konkretnej jednostce, to ta jednostka nabywa cech „nieśmiertelności”. Jednak trzeba zwrócić uwagę na bardzo istotny aspekt, to jest na pojęcie „żywej pamięci”, bo to, że ktoś trafił na karty encyklopedii i wyrył swoje imię na „kamieniu historii” nie oznacza, że trwa w ludzkim umyśle i sercu. Myślę, że ludzka „nieśmiertelność” kryje się w kontynuowaniu pozytywnych działań, do których cały czas inspiruje nas osoba, która cieleśnie nie jest już z nami obecna. Tak więc, jeżeli ktoś kreuje dobro a my to dobro przejmujemy, i dalej kreujemy pozytywną rzeczywistość przekazując ją następnemu pokoleniu, czynimy z człowieka istotę „nieśmiertelną”.

niedziela, 18 maja 2014

CZY WARTO ROZMAWIAĆ O EROTYCE?



Zanim przejdę do istoty tematu, chciałbym zatrzymać się nad pojęciem „rozmowy”. Bardzo często ze sobą rozmawiamy, ale czy coś z tych wypowiadanych słów w nas zostaje? Czy czerpiemy korzyści z rozmów? Uważam, że żeby rozmowa przynosiła owoce trzeba na nią spojrzeć w kontekście doświadczenia. Czyli, jeżeli chcemy zyskać podstawy do tego, by słowo stało się fundamentem kreowania tezy, na podstawie której będziemy działać, to do każdego słowa w rozmowie powinniśmy zaangażować całą naszą osobę. W kontekście powyższego mogę teraz zadać tematyczne pytanie: czy warto rozmawiać o erotyce? Niestety, erotykę obrzydziły nam religię, które widzą w niej źródło największych pokus, prowadzących wprost w ramiona złego. Ale przecież erotyka ma u swych podstaw ludzki popęd seksualny, który jest fundamentem prokreacji. Dlaczego więc o niej nie rozmawiać? Mam świadomość, że ten temat wymaga osobistej odwagi do tego, by się otworzyć przede wszystkim na siebie, ale także na innych. Może jednak podjąć to wyzwanie? Kiedy dla mnie znikły tematy tabu, przede mną ukazał się „nowy człowiek” z jego bogactwem i możliwościami. Odkąd sięgnąłem w głąb natury ludzkiej, aż do jej podstaw, czyli seksualności, doświadczam takich zdarzeń, o których wcześniej nie śniłem. I teraz wiem, że wystarczy budować pozytywne otoczenie i realizować w nim pełnię siebie. To wszystko zainspirowało mnie do tego, by napisać książkę o erotyce. Więcej szczegółów na ostatniej stronie mojego bloga, w zakładce ISTOTA EROTYKI. Zapraszam odważnych.

sobota, 17 maja 2014

NA CZYM POLEGA "ŻYCIOWY PECH"?



Wiemy, że ludzka natura jest słaba, czego konsekwencją jest częste popełnianie błędów. Wielu ludzi jednak dostrzega, że wszystko wokół nich obraca się przeciw nim, tzw. „życiowy pech”. Dlaczego tak się dzieje? Otóż, jeżeli człowiek nie wyciąga pozytywnych wniosków ze swoich błędów, czyli szuka przyczyny i stara się tę przyczynę wyeliminować, to dalej popełnia te same błędy i wkracza w nazwaną przeze mnie „przestrzeń złej energii”, bo jak dostrzegać pozytywnie otoczenie, skoro ono jest przeciwko nam. Wtedy nastawiamy się do takiego otoczenia „anty” i zaczynamy sami emanować „złą energią”. Moja logika podpowiada mi, że otoczenie, w tej sytuacji, w formie obrony również zaczyna reagować „złą energią”. I tak mamy do czynienia z rodzącą się „przestrzenią złej energii”, która przejawia się samymi niepowodzeniami w naszym życiu. Dochodzę również do wniosku, że i materia nieożywiona zaczyna się buntować, i tak bardzo często psuje się nam sprzęt gospodarstwa domowego, mamy do czynienia z częstymi usterkami samochodu, albo często się zacinamy przy krojeniu sałatki warzywnej. Z powyższego wynika, że tak naprawdę, to sami jesteśmy przyczyną „życiowego pechu”, a zazwyczaj wszystko zwalamy na otoczenie i tym samym zwiększamy cały czas potencjał tej naszej „złej energii”. Chyba nie trudno sobie wyobrazić, do czego to może w końcu doprowadzić.

piątek, 16 maja 2014

ISTOTA "POSTU".



Wszystkie religie na świecie wprowadziły do swoich doktryn pojęcie „postu” jako ograniczenie ilości i jakości spożywania pokarmów. W większości religii „post” ma wyrażać „pokorę” człowieka w stosunku do „boga”, który obdarowuje go tymi darami. Tyle tylko, że religie nic nowego nie wymyśliły, bo to jest po prostu zwyczajna dieta, na której opiera się pozytywny lub negatywny rozwój człowieka. Ja od pewnego czasu stworzyłem dla siebie indywidualną dietę, w której ograniczyłem do minimum mięso czerwone, a oparłem się przede wszystkim na nabiale i to również w niewielkich ilościach. Odkąd stosuje moją dietę czuję się wspaniale psychicznie i fizycznie, i myślę, że chyba właśnie o to chodzi. Robię wszystko dla swojego dobra i mam same korzyści, w tym materialne. Po raz pierwszy chcę zadać pytanie Czytelnikom mojego bloga: czy ja „poszczę”?

czwartek, 15 maja 2014

EFEKT KOŃCOWY.



Nasze życie składa się z ogromnej ilości podjętych działań w kierunku polepszania sobie jakości życia. Cokolwiek zrobimy zaraz oceniamy, czy nasze działanie przyniosło zamierzony skutek, oczywiście w kategoriach pozytywnych jak i negatywnych, bo można założyć, że chce się zrobić coś złego. Jednak ludzkie życie to kompilacja tych dobrych skutków i tych niedobrych. Każdy człowiek ma zainstalowaną w swoim wnętrzu „wagę”, która informuje nas, która szala jest w przewadze, ale to przy obecnym stylu życia nie pozwala na wyciąganie w miarę obiektywnych wniosków. Dopiero, gdy następuje gwałtowne załamanie budzimy się i zaczynamy się zastanawiać, najczęściej nad tym, co jest nie tak. I tu widać, że człowiek wszystko, co zrobi i ocenia traktuje jako efekt końcowy. A gdyby tak popatrzeć na to z perspektywy ciągłości zdarzeń. Wystarczy przyjąć, że to, co właśnie zakończyliśmy jest początkiem czegoś nowego i to nowe powinno też zakończyć się sukcesem. Czyż nie ułatwilibyśmy sobie życia i przeszli przez nie spokojnie i z uśmiechem na twarzy? Jednak żeby tak się stało nieodłącznym elementem tej struktury jest rzeczywisty efekt końcowy, czyli moment naszej śmierci, w którym powinniśmy sobie zadać to ostatnie pytanie: czy umieram szczęśliwy?

środa, 14 maja 2014

ISTOTA "SŁOMIANEGO ZAPAŁU".



Człowiek od zawsze doświadcza ogromu bogactw, jakimi dysponuje natura. Jednak ze swojej ludzkiej natury od razu pragnie mieć wszystko. I w tym tkwi zasadniczy problem człowieka. Bo jeżeli chce mieć wszystko, to zazwyczaj ma niewiele, gdyż staje w konfrontacji ze swoimi możliwościami. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na pojęcie „pożądliwości” i tak naprawdę to ona jest istotą „słomianego zapału”. Ludzka pożądliwość kieruje człowieka na tor, jak ja to nazywam, „expressu gromadzenia”, przy czym po pewnym czasie sam nie może się już w tym wszystkim odnaleźć. A wystarczy chcieć tyle, ile mogę mieć z uwzględnieniem własnych możliwości. Dla porównania, żeby wyjaśnić „pożądliwość” posłużę się przykładem człowieka, który chce mieć pałac z 1 000 pokoi. Kiedy już wprowadza się do tego pałacu zaczyna się gubić w jego przestrzeni i nie wie gdzie jest najbliższa toaleta, a gdzie jest garderoba, żeby się przebrać. Całe bogactwo natury, jakie nas otacza jest dla człowieka, ale w kontekście jego możliwości ogarnięcia tego bogactwa. Jeżeli więc, człowiek już wie kim jest w pryzmacie swoich predyspozycji, to w kontekście bogactw natury powinien szukać i gromadzić te, które pozwolą mu być tym kim chce być. Ja ze swojej strony mam głęboką nadzieję, że każdy chce po prostu być lepszy.

wtorek, 13 maja 2014

CZY RZECZYWIŚCIE NAJLEPSZĄ OBRONĄ JEST ATAK?



Odkąd człowiek w swoim rozwoju cywilizacyjnym zaczął gromadzić nadwyżki produktów i towarów, które zbierał lub produkował, rozpoczęła się era wojen, bo, po co się wysilać skoro można siłą zabrać innemu. W tym procesie istotną rolę odgrywa tzw. „słaby punkt” przeciwnika. I tak przez wieki doskonalono techniki wojskowe, które oprócz strategii na polu walki kładły duży nacisk na wywiad, który miał pozyskiwać informacje o słabych punktach przeciwnika. Wiemy z historii, że nawet nieliczna armia pokonywała o wiele silniejszych, wystarczyło znaleźć „piętę achillesową” wroga i z znienacka uderzyć i zwyciężyć. Dlaczego jednak metody wojskowe przeniesiono na zwykłe relacje międzyludzkie? Otóż, człowiek nie potrafi wykorzystywać swoich indywidualnych predyspozycji dla dobra ogółu, tylko wykorzystuje je przeciwko innym, by łatwiej zaspokoić swoje potrzeby. W naturze występuje różnorodność, więc niektórzy szukają tylko „słabych punktów”, by je wykorzystać do własnych celów. A wystarczyłoby szukać we wszystkim tzw. „mocnych stron” i wykorzystywać je dla dobra jak największej liczby jednostek. Dlaczego to jest tylko teorią? Ponieważ taki proces wymaga wysiłku intelektualnego i fizycznego, a do tego jakoś człowiek nie jest skory. Szukamy odpowiedzi na takie pytanie jak: dlaczego tyle zła wokół? A sami chcemy tylko to zło dostrzegać, bo łatwiej i prościej. Więc cóż trzeba zrobić, aby takich pytań już nie było? Odpowiedź jest w Tobie, drogi Czytelniku.

poniedziałek, 12 maja 2014

ISTOTA "MIŁOSIERDZIA".



Żeby mówić o „miłosierdziu” warto sięgnąć do historii, a dokładnie do Średniowiecza, w którym to rycerz oprócz miecza, którym zdobywał „chwałę” na polach bitewnych, przy swoim boku zawsze miał nieduży sztylet, który nazwano „misericordia”, czyli miłosierdzie.
Ten sztylet służył rycerzowi do tego, aby w przypadku zadania ciężkiej rany przeciwnikowi, mógł „dobić” rywala, żeby się nie męczył. Oczywiście wynikało to z tego, że w tamtych czasach medycyna była na niższym poziomie i to powodowało olbrzymie cierpienie poszkodowanych, czy też chorych. Zauważyć warto w tym miejscu, że skutkiem „miłosierdzia” była śmierć. Jak dzisiaj pojmowane jest „miłosierdzie”? Otóż, religie odwołują się w tej kwestii do idei „sądu ostatecznego”, czyli de facto do zjawiska pośmiertnego, jednak w dobie coraz większych możliwości medycyny, religie zgodziły się na cierpienie ludzkie nawet wbrew opinii specjalistów. W tym miejscu zadaję sobie pytanie: jeżeli od samego początku religie uważają, że życie człowieka jest w rękach „boga”, to dlaczego w Średniowieczu rycerze mogli decydować o śmierci przeciwnika, a współcześni lekarze już nie mogą? Czyż nie widać od razu różnicy profesji pomiędzy rycerzem a lekarzem? Do czego więc służy religii pojęcie „miłosierdzia”? Otóż, uważam, że człowiek za wszelką cenę chce utrzymywać drugiego człowieka w niewoli mentalnej, by ten był mu posłuszny. A jeżeli nawet ta niewola okazuje się cierpieniem, to przecież zawsze można liczyć na „miłosierdzie”.

niedziela, 11 maja 2014

POMAGAĆ, CZY "INWESTOWAĆ"?



Chcę ten temat rozpocząć od analizy pojęcia „pomagać”. W pojęciu tym widać od razu słowo „móc” i to jest istota tego całego aspektu. Pomagać znaczy wesprzeć kogoś, kto czegoś nie może, ale czy zadajemy sobie pytanie: dlaczego ten ktoś nie może? Przecież wiemy, że człowiek wielu rzeczy nie może, bo nie ma do tego predyspozycji, ale wielu ludzi nie może, bo nie chce poddać się wyzwaniu, jakie stawia mu życie tu i teraz. Jak więc jest z tą naszą pomocą? Otóż, najczęściej jesteśmy wykorzystywani, gdyż niektórzy biorą nas po prostu na litość, która jest oparta na fałszywym świadectwie o niemocy i jeżeli ulegamy, to tylko powodujemy nasilanie się tego procederu. Tak więc, uważam, że człowiek powinien „inwestować” w drugiego człowieka, niezależnie od jego predyspozycji, gdyż inwestycja w człowieka z porażeniem mózgowym, który całkowicie jest pozbawiony jakichkolwiek możliwości do samo egzystencji daje wymierny zysk pod postacią jego szczęścia, oczywiście w jego rozumieniu tego pojęcia. „Inwestować” znaczy wspierać w rozwoju, czyli jeżeli człowiek robi ze swojej strony wszystko, aby iść do przodu i nie stać w miejscu, to nasza wyciągnięta pomocna dłoń przyniesie wymierne zyski obu stronom. Mam świadomość, że relacje międzyludzkie są wpisane w system zasad obowiązujących w danym społeczeństwie i dlatego nie można mówić o „inwestowaniu”, jeżeli te zasady ukierunkowane są na „wyzysk”. Ale moja logika prowadzi mnie do wniosku, że żeby zmienić zasady w społeczności trzeba najpierw te zasady wprowadzać w relacjach „jeden na jeden”, bo przecież społeczeństwo to zbiór jednostek, a jeżeli te jednostki będą już „duetami”, to szybciej i prościej będzie można przenosić tę korelację do większej społeczności.

sobota, 10 maja 2014

KTO PISZE SCENARIUSZ NASZEGO ŻYCIA?



Człowiek nie może funkcjonować w świecie w oderwaniu od właściwości tego świata. Jesteśmy częścią, elementem całości i dlatego winna istnieć harmonia pomiędzy wszystkimi tymi elementami. Niestety ludzie poszli na skróty i zamiast szukać porozumienia ze wszystkim, co go otacza, tam gdzie zauważył swoją przewagę zaczął ją wykorzystywać w stosunku do słabszych od siebie elementów, a tam gdzie uznał, że jest za słaby, całkowicie się temu podporządkował. I tak, z jednej strony człowiek narzuca otoczeniu wiele nie zawsze dobrych rozwiązań i jednocześnie ulega działaniom silniejszych od siebie. W tym momencie trzeba odnieść się do relacji międzyludzkich, w kontekście istniejących naturalnych procesów występujących w przyrodzie. W historii człowieka pojawiały się jednostki, które wykorzystując słabość innych ludzi wobec potęgi natury zaczęły uzewnętrzniać swoja przewagę nad tymi ludźmi i rozpoczęły proces podporządkowania sobie ludzi. W tym całym procesie jednak, słabe jednostki zatraciły logiczność myślenia, gdyż wystarczyło stwierdzić, że jednostka podporządkowująca tak samo podporządkowana jest potędze przyrody, tak więc gdzie jest tu przewaga tej jednostki? Ta przewaga uzewnętrznia się pragnieniem dominacji i sterowania życiem innych ludzi, gdyż jest to najprostszy sposób na pozyskiwanie wszelkich korzyści. Dlatego uważam, że jeżeli człowiek nie zacznie szukać harmonii w świecie, to nadal ktoś będzie pisał komuś scenariusz jego życia. A przecież autorem scenariusza życia jest tylko ten, kto został obdarowany tym życiem. Ale bez szerszego spojrzenia na ten aspekt nikt nie będzie w stanie tego zrozumieć. Czy warto przeprowadzić taką analizę? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie każdy z osobna Czytelnik tego posta.

piątek, 9 maja 2014

PRAWO DLA URZĘDNIKÓW A NIE DLA OBYWATELI.



Chciałbym zwrócić uwagę na istotny fakt stanowienia prawa w Polsce, który jest w rękach polskich parlamentarzystów i Prezydenta. Za przykład podam Kodeks Postępowania Administracyjnego. Otóż, w art. 35 tegoż Kodeksu czytamy, że urząd ma na załatwienie sprawy miesiąc. Jeżeli sprawa jest szczególna i wymaga dłuższego postępowania, to w myśl art. 36 urząd powinien poinformować na piśmie strony postępowania o przedłużeniu terminu oraz podać powody tego przedłużenia i również ma na załatwienie sprawy kolejny miesiąc. Ktoś by pomyślał, bardzo dobrze. Nic mylnego, ponieważ w art.35 czytamy, że można wprowadzić terminy szczegółowe i w ten sposób w brew podstawowemu terminowi, jakim jest miesiąc, urząd przykładowo może daną sprawą zajmować się pół roku. Wystarczy, że Wójt, Burmistrz czy Prezydent odpowiednim przepisem wprowadzi taki termin. Jak widać stanowione w Polsce prawo jest dla urzędników a nie dla obywateli. Obywatel może sobie jedynie pokiwać palcem w bucie, ponieważ jest na „łasce” urzędnika, który z pieczęcią w ręku i swoim podpisem czyni z siebie „boga”. Ten układ trwa w naszym kraju już od 25 lat, kiedy to tzw. „demokratyczna opozycja” obiecała społeczeństwu lepszą przyszłość. Jeżeli tak ma wyglądać ta „lepsza przyszłość”, to za kolejne 25 lat nasz kraj będzie na poziomie zacofanego kraju afrykańskiego.

czwartek, 8 maja 2014

"PIEKŁO" MASZYNKĄ DO ROBIENIA PIENIĘDZY.



Do czego potrzebna jest idea „piekła” religiom? Otóż, człowiek ma się czego bać! Z logiki religijnej wynika, że człowiek, jeżeli się boi piekła, to nie będzie czynił zła, którego to „piekło” jest konsekwencją. Ale, czy rzeczywiście jest to logiczne? Podam prosty przykład złodzieja. Jeżeli ów złodziej będzie się bał ukraść, to na pewno popełni błędy, tzn. zostawi jakieś rozpoznawalne ślady na miejscu kradzieży, i tym samym zostanie złapany, osądzony, skazany i trafi do więzienia. Co to oznacza? Otóż to, że człowiek jak się boi, to na pewno popełni błędy i w tym tkwi cały sekret stworzenia idei „piekła”. Kościół wiedząc, że ludzie bojąc się „piekła” będą popełniać błędy, stworzył instytucję „pokuty”, która polega na pójściu do spowiedzi. Jeżeli „grzesznik” pójdzie już do spowiedzi, to zapewne przed niedzielną mszą, więc zostanie na tej mszy, aby przyjąć komunię, a jak będzie na mszy, to z pewnością da na „tacę”, bo inni dają. I tak widzimy jak pomysł „piekła” stał się maszynką do robienia pieniędzy. Naiwni ludzie uważają, że jeżeli będą się bać „piekła”, to pójdą do „nieba”, tyle tylko, że przez całe swoje życie będą popełniać błędy, za które, według mnie, nie należy się żadna nagroda, bo za bezmyślność trzeba ponieść konsekwencje, które w dzisiejszym świecie już ponosimy, tzn. żyjemy w poczuciu niesprawiedliwości i beznadziei.

środa, 7 maja 2014

NIEDEMOKRATYCZNE PARTIE W "DEMOKRATYCZNYM" PAŃSTWIE.



Polska „demokracja” przedstawia się następująco: otóż, oficjalnie o wszystkim decyduje „większość” obywateli, ale decyzję podejmuje garstka, czyli 561 osób ( 460 posłów, 100 senatorów i prezydent państwa). Jest to tak zwana władza przedstawicielska, która jak się okazuje oparta jest cały czas na „mniejszości”. Nigdy połowa wyborców nie wybierze przedstawicieli większości wszystkich wyborców. Dlaczego tak się dzieje? Otóż, źródło tego stanu rzeczy leży w Statutach polskich partii politycznych. W tych statutach wyraźnie jest zapisane, że decyzje podejmują władze partii, wybierane „demokratycznie” przez członków danej partii. I w ten sposób koleżeńskie układy wewnątrz partyjne przenosi się na płaszczyznę ogólnokrajową. Oczywiście o tym jak mają wyglądać Statuty decydują ci sami politycy, których te Statuty dotyczą. Tak, więc w naszym kraju wystarczy zebrać minimum 1 000 osób, napisać sobie taki Statut i rozpocząć batalię, kto bardziej zmanipuluje społeczeństwo by dojść do upragnionej władzy, aby dalej tym społeczeństwem manipulować i czerpać z tego materialne korzyści. Wszyscy od lewa i prawa w Polsce nazywają to „demokracją”, a ja już nie wiem, czy się z tego śmiać, czy zacząć płakać.

wtorek, 6 maja 2014

KOŚCIÓŁ W PAŃSTWIE, PAŃSTWO W KOŚCIELE.



Odkąd cesarz Konstantyn Wielki na początku IV w. uczynił chrześcijaństwo religią państwową, rozpoczęła się nieustająca walka pomiędzy władzą świecką a władzą kościoła. Skutkiem tego konfliktu jest między innymi sytuacja w naszym państwie. Relację państwa i kościoła chyba najlepiej odda podany przeze mnie przykład: wszyscy obywatele, bez względu, czy są członkami jakiegoś kościoła, czy nie, płacą podatki, z których państwo opłaca składki ZUS wszystkich duchownych, tzw. Fundusz kościelny. Z tych składek każdy duchowny po osiągnięciu wieku emerytalnego otrzymuje z ZUS emeryturę. Trzeba w tym momencie zauważyć, że żaden duchowny nie wypracowuje produktu narodowego brutto, bo jedynym owocem pracy duchownych to jest obietnica zbawienia i życia w szczęśliwości po śmierci. I teraz, na ten przykład do proboszcza parafii przychodzi emeryt, który ciężko pracował 40 lat, a teraz ZUS wypłaca mu 1 200 zł emerytury i prosi księdza o pochowanie swojej żony. Ksiądz oczywiście dopełnia wszelkich formalności, ale na koniec mówi emerytowi: 400 zł się należy „co łaska”. Otóż ksiądz jest świadomy, że ten emeryt nie zapłaci za pogrzeb z emerytury, tylko z zasiłku pogrzebowego, jaki wypłaca ZUS. Do czego doszliśmy? Otóż, ksiądz, który nie pracuje i dostaje emeryturę z ZUS wyciąga jeszcze pieniądze z ZUS przy okazji pogrzebu. Państwo cały czas zapożycza się, czyli zadłuża, aby ZUS był wypłacalny, czyli okazuje się, że za słabą kondycją państwa stoi również kościół, który bez żadnej kontroli państwa wyłudza pieniądze wszystkich podatników. Jeżeli ktoś uważa tę sytuację za normalną, to gratuluję „czarnego” poczucia humoru.

poniedziałek, 5 maja 2014

"ŚWIECIĆ", CZY "BŁYSZCZEĆ"?



Współczesny człowiek, aby mógł realizować swoje życiowe cele, musi dostosowywać się do otaczających go warunków. We wszystkich swoich wyborach, jakie dokonuje człowiek, stara się, aby być akceptowanym przez środowisko. Ta akceptacja jednak ma swoje podłoże w tak zwanym trendzie, który kreują inni ludzie. Jak widać wszystko opiera się na tym, na kim się wzorujemy. Wiemy jednak, że kopia, to nie oryginał, i jeżeli staramy się kogoś w czymkolwiek naśladować, to nie będziemy sobą, lecz „upodobnieniem” tego kogoś. Takie „upodobnienie” nazywam „błyszczeniem”. Jesteśmy z siebie zadowoleni, dobrze czujemy się wśród najbliższych i znajomych, ale tak naprawdę nie jesteśmy sobą, bo gdy staniemy przed „lustrem” naszego „ego”, okazuje się, że jesteśmy „nadzy”, a te wszystkie modne ciuchy i przeróżne świecidełka i gadżety, którymi się otoczyliśmy nie dodają nam żadnego blasku. Żeby był blask musi być światło, a co zrobić, żeby „świecić”? Wystarczy, że to, co daje nam otoczenie przefiltrujemy przez własną osobowość, w której odkryjemy coś wyjątkowego, czyli oryginalnego. Tym właśnie oryginałem wzbogacić każdy trend. Zauważmy, jesteśmy „na topie”, jesteśmy sobą i pasujemy do otoczenia, tyle tylko, że już nie „błyszczymy”, lecz „świecimy” swoim pięknym światłem własnego, niepowtarzalnego „ja”.

niedziela, 4 maja 2014

KRÓTKA REFLEKSJA.



To już jest mój 53 post na moim blogu i czas na krótkie podsumowanie. Równolegle komentuję artykuły publikowane na Portalu Onet.pl i zamieszczam link do mojego bloga. Cały czas spotykam się z różną oceną i to mnie bardzo cieszy. Wiem, że moje wpisy wywołując takie a nie inne reakcje są powodem do pobudzania rozumowania u ich Czytelników. Przy większości moich komentarzy na Onet.pl otrzymuję pozytywne oceny, ale właśnie, są to jedynie oceny. Te pozytywne dodają mi energii do dalszego pisania, a te negatywne rodzą smutek, bo żadna z osób reagując na moje wpisy negatywnie nie uzasadnia swojej reakcji, a jak już jest uzasadnienie, to na poziomie przedszkolaka, opartego na inwektywach, których nawet przedszkolaki coraz częściej używają. Mam świadomość, że Polacy zagubili już dawno umiejętność prowadzenia dialogu, a współczesna technologia jeszcze bardziej nas od tego oddala, bo pozwala na anonimowość, w której czujemy się odważni, ale tylko do tego, aby wyrażać swoje frustracje i wyładowywać je w Internecie na innych jego użytkownikach. No cóż, nikt nie mówił, że będzie zawsze z górki. Dla mnie najważniejsze jest to, że dla choćby jednej osoby warto pokazywać świat widziany moimi oczami, bo może ten ktoś zauważy w nim coś, co będzie widziane tylko przez niego. I jeżeli ta osoba zechciałaby podzielić się tym doświadczeniem, to razem bylibyśmy bogatsi o ten właśnie aspekt różnorodności, w który moglibyśmy się zanurzyć i cieszyć każdą chwilą, która nas przybliża. I to, co napisałem przed chwilą jest moją receptą na lepsze jutro, a czy będzie lepiej, to już leży w gestii moich Czytelników i ich świadomych wyborów. Ja ze swojej strony mogę jedynie zapewnić, że nigdy nie podważę wolności tych wyborów. Dziękuję.

sobota, 3 maja 2014

KONSTYTUCJA FUNDAMENTEM NA GLINIANYCH NOGACH.



Każde demokratyczne państwo musi przyjąć podstawowe zasady swojego funkcjonowania. W Polsce wyrazem tego jest Konstytucja, która określa zasady społeczno-gospodarcze naszego państwa. Ta Ustawa Zasadnicza powinna zapewnić wszystkim obywatelom pomyślny rozwój. Jak naprawdę jest z naszą Konstytucją? Jak zwykle, posłużę się przykładem: z moich analiz wynika, że Konstytucja weszła w życie w dniu 17.10.1997 roku, a Konkordat zaczął obowiązywać dopiero w dniu 25.04.1998 roku. Czyli w Konstytucji jest odniesienie do nie ratyfikowanej umowy międzynarodowej, tzn. w Konstytucji powoływano się na prawo, które nie obowiązywało. Uważam, że przez 190 dni relacje państwo-kościół były na wyrost umocowane prawnie, jednak według obu stron wszystko było w porządku. Oczywiście prawnicy podeprą się innymi, obowiązującymi przepisami dotyczącymi stosunków państwo-kościół, gdyż nie może istnieć tzw. próżnia prawna, ale zadaję pytanie: czy wszystkie te ustawy odpowiadały zapisom Konkordatu, który nie jako miał uporządkować stosunki państwo-kościół? Jeżeli te ustawy nie odbiegały od zapisów Konkordatu, to po co w ogóle podpisywano, a następnie ratyfikowano Konkordat? Myślę, że na tym przykładzie widać prawdziwe oblicze stosunków państwo-kościół w Polsce, które odsłania całkowite uzależnienie się państwa od kościoła, gdyż widać wyraźnie, że zapis Konstytucji wymusił na parlamencie i prezydencie ratyfikację Konkordatu. W tym miejscu odwołam się do pierwszego zdania mojego postu i zapytam, czy to rzeczywiście jest „demokratyczne” państwo?

piątek, 2 maja 2014

RÓŻNICA POMIĘDZY "KRYTYKĄ" A "OCENĄ".



Kiedy cokolwiek oceniamy stosujemy prostą zasadę: albo coś jest dobre, albo złe. To powoduje, że przyjmujemy taką a nie inna postawę wobec tego czegoś. Czym zatem jest krytyka? Otóż, krytyka jest poddaniem w wątpliwość logiki aspektów danej rzeczy. Krytykujący nie ocenia, lecz wskazuje na pewne istotne punkty, które jak to się potocznie mówi „nie trzymają się kupy”. Oceny tych wątpliwości, tzn. czy są słuszne, czy nie dokonuje ten, kto jest poddany krytyce oraz ci, którzy w jakiś sposób z tą osobą są związani. Ocena winna być końcowym wnioskiem po przeprowadzeniu analizy krytyki, która przecież w istocie też jest analizą. Nie wiem, czy od razu widać, jaka powinna być reakcja na postawioną ocenę. Wcześniej napisałem o przyjmowaniu jakiejś postawy. Otóż to. Jeżeli ocena jest dogłębną analizą rzeczywistości, to człowiek nie powinien przyjmować postawy „odrzucenia” czegokolwiek, tak więc, jeżeli nawet coś ocenimy jako złe, to nie powinno to powodować naszego całkowitego odwrócenia się od tego. I tak widać, że krytyka prowadzi do dobrych skutków oceny, bo jeżeli coś lub ktoś nam się niepodobna, to nie zmierza to, do odtrącenia, lecz pozwala człowiekowi skierować jeszcze większą uwagę na tę kwestię i szukać jakiegokolwiek pierwiastka dobra.

czwartek, 1 maja 2014

CZY WIĘKSZOŚĆ MA ZAWSZE RACJĘ?



W małych społecznościach łatwiej jest dojść do konsensusu, czyli podjąć decyzję, która dotyczy wszystkich, ale nikomu nie przynosi strat. Sytuacja ta zmienia się, gdy w grę wchodzi duża społeczność, taka jak państwo. Jak rozstrzygać sprawy, aby nikt w danym państwie nie poczuł się pokrzywdzony? Rozwiązanie tkwi w predyspozycjach poszczególnych jednostek, i wystarczy, aby skorzystać z zasady podobieństw, aby te predyspozycje połączyć w mniejsze społeczności, aby te z kolei mogły na bazie własnej specyfiki szukać jak najlepszych rozwiązań dla wszystkich takich grup. Sedno jednak kryje się w tym, aby żadna poszczególna grupa nie pomijała pozostałych w poszukiwaniu konsensusu. Dzisiaj chcemy decydować o wszystkim, niekiedy nie mając zielonego pojęcia, o czym chcemy decydować. Takie decyzje podejmujemy na forum pod postacią np. referendum. I jakie skutki osiągamy? Otóż większość decydując o własnych potrzebach całkowicie dyskryminuje potrzeby mniejszości. Czy na takiej płaszczyźnie możemy mówić o porozumieniu społecznym? Dlatego uważam, że większość ma dopiero wtedy rację, kiedy żadna mniejszość, decyzją większości nie czuje się poszkodowana. Ktoś zapyta: ale to nie jest takie proste? Tak, ale tylko dlatego, że dzisiaj większość ludzi w danej społeczności nie zna swoich predyspozycji, a publicznie czyni z siebie „omnibusów”, i tym samym sieje zamęt wśród tych, którzy chcą racjonalnie i z pożytkiem dla ogółu szukać jak najlepszych rozwiązań.