sobota, 31 maja 2014
piątek, 30 maja 2014
czwartek, 29 maja 2014
środa, 28 maja 2014
wtorek, 27 maja 2014
MÓJ NOWY PROJEKT MEDIALNY.
Postanowiłem czynnie włączyć się w komentowanie spraw społeczno-polityczno-gospodarczych w naszym kraju. I tak, wczoraj odbyła się premiera pierwszego odcinka mojej Telewizji 21 z minutami. Będę się starał cedzić przekaz w rozpowszechnionych mediach i próbować dać alternatywę tym wszystkim, którzy takowej potrzebują. Wierzę, że każdy kto obejrzy przekaz sam wyciągnie wnioski i na ich podstawie będzie kreował swoje otoczenie.
Zapraszam do obejrzenia.
Zapraszam do obejrzenia.
poniedziałek, 26 maja 2014
niedziela, 25 maja 2014
MOJA DROGA DO WOLNOŚCI OD RELIGII, CZ. 1.
Jak zapowiadałem, dziś premiera mojego pierwszego videopostu. Zapraszam do obejrzenia.
sobota, 24 maja 2014
CZAS NA MAŁY EKSPERYMENT.
Wiem, że Internet jest krokiem
milowym w rozwoju komunikacji międzyludzkiej, choć ma też swoje minusy. Dzielę
się z Wami, moi drodzy Czytelnicy moimi przemyśleniami, które przelewam na
klawiaturę laptopa i wciskam klawisz „enter”. Pomyślałem jednak, a okazało się,
że mam takie możliwości, że warto rozszerzyć przekaz na audio-video. Nie
obiecuję, że od jutra, codziennie w poście wstawię film z nagraniem siebie,
który bezpośrednio będzie chciał trafić do Was z przekazem, ale jak tylko to
będzie możliwe będę to czynił jak najczęściej. Dlatego nie bądźcie zaskoczeni,
że od czasu do czasu pojawi się tekst pisany. Nie ukrywam, że już mam tremę,
ale czego się nie robi dla idei. Już dziś zapraszam na jutrzejszą premierę.
Pozdrawiam.
piątek, 23 maja 2014
WYCHOWYWAĆ, CZY POMAGAĆ W ROZWOJU?
Współczesny model wychowania
nastawiony jest na wpajaniu utrwalonych wzorców, które bardzo często nie mają
nic wspólnego z rzeczywistością. Cały czas w swoich postach zaznaczam istotną
kwestię, czyli zmienność wszystkiego. Dorośli w procesie wychowywania dzieci
mają przed swoimi oczami siebie i przez ten pryzmat postrzegają innych. A
przecież dziecko jest nowym indywiduum, które posiadając cechy swoich przodków,
przychodzą na świat by realizować całkiem nowy scenariusz życia. Warto w tym
miejscu zaznaczyć, że wielu rodziców pomija fakt, że osobowość dziecka, od
samego początku skierowana jest na kreację. Ta kreacja na początku jest
nieudolna, ale po to jest potrzebne życiowe doświadczenie rodziców, aby ją
odpowiedzialnie wspierać. Dopóki w mentalności współczesnych rodziców będzie
tkwił schemat zakazowo – nakazowy, co nazywam wychowaniem, kreacja dzieci
będzie ograniczona tymi zakazami i nakazami. Dziecko winno mieć przestrzeń, w
której dzięki rodzicom będzie mogło odkrywać siebie, swoje indywidualne cechy,
na których podstawie będzie mogło pisać własny scenariusz życia i robić
wszystko, aby ten scenariusz zrealizować. Taką postawę nazywam pomaganiem w
rozwoju.
czwartek, 22 maja 2014
JAK ODNALEŹĆ SENS ŻYCIA?
Człowiek z natury swojej zawsze
realizuje postawione przed nim zadania. Jednak bardzo często to, co robimy nie
przynosi nam satysfakcji. Taka sytuacja, jeżeli zaczyna trwać coraz dłużej
staje się powodem ulatywania z nas pozytywnej energii, która potrzebna jest do
tego by iść naprzód. Dlaczego tylu ludzi bardzo szybko i często się załamuje?
Otóż, wynika to z tego, że tak naprawdę my do końca nie wiemy, do jakich zadań
jesteśmy powołani. To z kolei wynika z tego, że szukamy siebie w otoczeniu bez
uwzględnienia na pierwszym miejscu siebie samego. Cały ten proces został źle
ukierunkowany we współczesnym świecie. Ponieważ to się już zaczyna w
dzieciństwie, kiedy to rodzice widzą w dziecku siebie, a nie starają się szukać
w nim indywidualnych cech, które są podstawą do wysublimowanych predyspozycji,
które to z kolei są fundamentem możliwości w pełni realizowania się w całym
życiu. Dlatego w tym miejscu zadam kolejne pytanie: wychowywać, czy pomagać w
rozwoju? Tym zagadnieniem zajmę się jutro.
środa, 21 maja 2014
JAK SŁUŻYĆ, ŻEBY NIE RZĄDZIĆ?
Na początku chciałbym zająć się
pojęciem „rządzić”. Otóż, pojęcie to pochodzi od słowa „zarządzać”, które w
swej istocie ma prowadzić do samych pozytywnych skutków. Jeżeli ktoś zarządza,
to stara się brać pod uwagę wszelkie możliwe aspekty przedmiotu zarządzania, by
w tym procesie nikt nie był stratny. Jak już wielokrotnie pisałem na tym blogu,
człowiek ze słabości swej natury wybiera zazwyczaj drogę na skróty. I tak, z
„zarządzania” zrodziło się „rządzenie”, które to opiera się na uzyskiwaniu jak
największych zysków nie licząc się z kosztami, te oczywiście winny być jak
najniższe. Jak w tym, co przed chwilą napisałem odnaleźć pojęcie „służby”?
Myślę, że już wskazałem rozwiązanie tej kwestii. Żeby służyć, trzeba patrzeć na
zyski naszego działania przez pryzmat możliwości i korzyści drugiego człowieka.
Ja osobiście przyjąłem taką postawę, tworząc dla własnych potrzeb zasadę:
jeżeli wszystkim wokół mnie jest dobrze, to i mnie będzie dobrze. Czy może to
być najprostsza definicja służby? Na to pytanie powinieneś odpowiedzieć już
sobie sam, mój drogi Czytelniku.
wtorek, 20 maja 2014
CZY NASZA CYWILIZACJA JEST NAPRAWDĘ ROZWINIĘTA?
Pragnę na wstępie zaznaczyć, że
dla mnie pojęcie „cywilizacja” zawsze podlega ewolucji, tak więc, człowiek
pierwotny też żył w określonej cywilizacji. I mając to na uwadze warto zwrócić
uwagę na okoliczności, w jakich trwała cywilizacja człowieka pierwotnego, i
okoliczności współczesnej cywilizacji, po bardzo długim procesie ewolucji. Człowiek pierwotny
szedł do przodu, mimo iż wszystkiego się
bał, gdyż to, co go otaczało przerastało możliwości jego wyobraźni. W takich
oto okolicznościach pierwotni ludzie krok po kroku doskonalili swoje
umiejętności, by móc zaspakajać swoje potrzeby. Dzisiejszy świat pozwala
człowiekowi na bardzo wiele. Mamy taki ogrom możliwości realizowania się w
swoim życiu, a jednak tego życia się boimy . Warto w tym miejscu porównać
strach człowieka pierwotnego ze strachem współczesnego człowieka. Dochodzę do
wniosku, że dawniej człowiek się bał, ale szukając odpowiedzi w naturze
pokonywał swoje lęki. Dzisiaj, człowiek skupił się tylko na sobie, odrzucając
swoją istotę, która winna żyć w harmonii z naturą i boi się otoczenia, bo go
nie zna. Czy człowiek pierwotny rzeczywiście był prymitywny? Co się stało z
naszą, dzisiejszą odwagą do pozytywnego
rozwoju?
poniedziałek, 19 maja 2014
LUDZKA "NIEŚMIERTELNOŚĆ".
Wielu ludzi bardzo często cytuje
znaną powszechnie sentencję: „śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”.
Z moich obserwacji i analizy wynika jednak, że jest to niezgodne z naturą
człowieka, którą zawsze rozważam w kontekście przyrody. Dlaczego? Otóż, zgodnie
z powiedzeniem:” Gdzie człowiek się śpieszy, tam diabeł się cieszy” nie
powinniśmy kochać w pośpiechu, gdyż w rozbieganym życiu zaczynają nam umykać
pewne szczegóły, a w tedy deprecjonujemy miłość, ograniczając się do już nic
nie wartego słowa: „kocham Cię”. A jeżeli w pośpiechu zaczynamy mówić obdarte ze
szczerości słowo: „kocham Cię”, to czy to naprawdę jest jeszcze miłość? W
odniesieniu do drugiej części sentencji, w której mowa o tym, że ludzie tak
szybko odchodzą, to powinniśmy pamiętać, że czas wykreowany został przez człowieka po przez
usystematyzowanie matematyczne pewnych powtarzających się zjawisk. Ale czy to
jest „zegar” natury? Uważam, że Natura nie liczy czasu, i dlatego w tym
kontekście życie ludzkie jest niekończącą się historią. Oczywiście, życie
jednostki jest pewnym cyklem, ale w kontekście pojęcia „miłości” możemy
spojrzeć na jednostkę przez pryzmat jej „nieśmiertelności”. Dopóki w umysłach i
sercach ludzkich jest pamięć o konkretnej jednostce, to ta jednostka nabywa
cech „nieśmiertelności”. Jednak trzeba zwrócić uwagę na bardzo istotny aspekt,
to jest na pojęcie „żywej pamięci”, bo to, że ktoś trafił na karty encyklopedii
i wyrył swoje imię na „kamieniu historii” nie oznacza, że trwa w ludzkim umyśle
i sercu. Myślę, że ludzka „nieśmiertelność” kryje się w kontynuowaniu
pozytywnych działań, do których cały czas inspiruje nas osoba, która cieleśnie
nie jest już z nami obecna. Tak więc, jeżeli ktoś kreuje dobro a my to dobro
przejmujemy, i dalej kreujemy pozytywną rzeczywistość przekazując ją następnemu
pokoleniu, czynimy z człowieka istotę „nieśmiertelną”.
niedziela, 18 maja 2014
CZY WARTO ROZMAWIAĆ O EROTYCE?
Zanim przejdę do istoty tematu,
chciałbym zatrzymać się nad pojęciem „rozmowy”. Bardzo często ze sobą
rozmawiamy, ale czy coś z tych wypowiadanych słów w nas zostaje? Czy czerpiemy
korzyści z rozmów? Uważam, że żeby rozmowa przynosiła owoce trzeba na nią
spojrzeć w kontekście doświadczenia. Czyli, jeżeli chcemy zyskać podstawy do
tego, by słowo stało się fundamentem kreowania tezy, na podstawie której
będziemy działać, to do każdego słowa w rozmowie powinniśmy zaangażować całą
naszą osobę. W kontekście powyższego mogę teraz zadać tematyczne pytanie: czy
warto rozmawiać o erotyce? Niestety, erotykę obrzydziły nam religię, które
widzą w niej źródło największych pokus, prowadzących wprost w ramiona złego.
Ale przecież erotyka ma u swych podstaw ludzki popęd seksualny, który jest
fundamentem prokreacji. Dlaczego więc o niej nie rozmawiać? Mam świadomość, że
ten temat wymaga osobistej odwagi do tego, by się otworzyć przede wszystkim na
siebie, ale także na innych. Może jednak podjąć to wyzwanie? Kiedy dla mnie
znikły tematy tabu, przede mną ukazał się „nowy człowiek” z jego bogactwem i
możliwościami. Odkąd sięgnąłem w głąb natury ludzkiej, aż do jej podstaw, czyli
seksualności, doświadczam takich zdarzeń, o których wcześniej nie śniłem. I teraz
wiem, że wystarczy budować pozytywne otoczenie i realizować w nim pełnię
siebie. To wszystko zainspirowało mnie do tego, by napisać książkę o erotyce.
Więcej szczegółów na ostatniej stronie mojego bloga, w zakładce ISTOTA EROTYKI.
Zapraszam odważnych.
sobota, 17 maja 2014
NA CZYM POLEGA "ŻYCIOWY PECH"?
Wiemy, że ludzka natura jest
słaba, czego konsekwencją jest częste popełnianie błędów. Wielu ludzi jednak
dostrzega, że wszystko wokół nich obraca się przeciw nim, tzw. „życiowy pech”.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż, jeżeli człowiek nie wyciąga pozytywnych wniosków
ze swoich błędów, czyli szuka przyczyny i stara się tę przyczynę wyeliminować,
to dalej popełnia te same błędy i wkracza w nazwaną przeze mnie „przestrzeń
złej energii”, bo jak dostrzegać pozytywnie otoczenie, skoro ono jest przeciwko
nam. Wtedy nastawiamy się do takiego otoczenia „anty” i zaczynamy sami emanować
„złą energią”. Moja logika podpowiada mi, że otoczenie, w tej sytuacji, w
formie obrony również zaczyna reagować „złą energią”. I tak mamy do czynienia z
rodzącą się „przestrzenią złej energii”, która przejawia się samymi
niepowodzeniami w naszym życiu. Dochodzę również do wniosku, że i materia
nieożywiona zaczyna się buntować, i tak bardzo często psuje się nam sprzęt
gospodarstwa domowego, mamy do czynienia z częstymi usterkami samochodu, albo
często się zacinamy przy krojeniu sałatki warzywnej. Z powyższego wynika, że tak
naprawdę, to sami jesteśmy przyczyną „życiowego pechu”, a zazwyczaj wszystko
zwalamy na otoczenie i tym samym zwiększamy cały czas potencjał tej naszej
„złej energii”. Chyba nie trudno sobie wyobrazić, do czego to może w końcu
doprowadzić.
piątek, 16 maja 2014
ISTOTA "POSTU".
Wszystkie religie na świecie
wprowadziły do swoich doktryn pojęcie „postu” jako ograniczenie ilości i
jakości spożywania pokarmów. W większości religii „post” ma wyrażać „pokorę”
człowieka w stosunku do „boga”, który obdarowuje go tymi darami. Tyle tylko, że
religie nic nowego nie wymyśliły, bo to jest po prostu zwyczajna dieta, na
której opiera się pozytywny lub negatywny rozwój człowieka. Ja od pewnego czasu
stworzyłem dla siebie indywidualną dietę, w której ograniczyłem do minimum
mięso czerwone, a oparłem się przede wszystkim na nabiale i to również w
niewielkich ilościach. Odkąd stosuje moją dietę czuję się wspaniale
psychicznie i fizycznie, i myślę, że chyba właśnie o to chodzi. Robię wszystko
dla swojego dobra i mam same korzyści, w tym materialne. Po raz pierwszy chcę
zadać pytanie Czytelnikom mojego bloga: czy ja „poszczę”?
czwartek, 15 maja 2014
EFEKT KOŃCOWY.
Nasze życie składa się z ogromnej
ilości podjętych działań w kierunku polepszania sobie jakości życia. Cokolwiek
zrobimy zaraz oceniamy, czy nasze działanie przyniosło zamierzony skutek,
oczywiście w kategoriach pozytywnych jak i negatywnych, bo można założyć, że
chce się zrobić coś złego. Jednak ludzkie życie to kompilacja tych dobrych
skutków i tych niedobrych. Każdy człowiek ma zainstalowaną w swoim wnętrzu
„wagę”, która informuje nas, która szala jest w przewadze, ale to przy obecnym
stylu życia nie pozwala na wyciąganie w miarę obiektywnych wniosków. Dopiero,
gdy następuje gwałtowne załamanie budzimy się i zaczynamy się zastanawiać,
najczęściej nad tym, co jest nie tak. I tu widać, że człowiek wszystko, co
zrobi i ocenia traktuje jako efekt końcowy. A gdyby tak popatrzeć na to z
perspektywy ciągłości zdarzeń. Wystarczy przyjąć, że to, co właśnie
zakończyliśmy jest początkiem czegoś nowego i to nowe powinno też zakończyć się
sukcesem. Czyż nie ułatwilibyśmy sobie życia i przeszli przez nie spokojnie i z
uśmiechem na twarzy? Jednak żeby tak się stało nieodłącznym elementem tej
struktury jest rzeczywisty efekt końcowy, czyli moment naszej śmierci, w którym
powinniśmy sobie zadać to ostatnie pytanie: czy umieram szczęśliwy?
środa, 14 maja 2014
ISTOTA "SŁOMIANEGO ZAPAŁU".
Człowiek od zawsze doświadcza
ogromu bogactw, jakimi dysponuje natura. Jednak ze swojej ludzkiej natury od
razu pragnie mieć wszystko. I w tym tkwi zasadniczy problem człowieka. Bo
jeżeli chce mieć wszystko, to zazwyczaj ma niewiele, gdyż staje w konfrontacji
ze swoimi możliwościami. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na pojęcie
„pożądliwości” i tak naprawdę to ona jest istotą „słomianego zapału”. Ludzka
pożądliwość kieruje człowieka na tor, jak ja to nazywam, „expressu
gromadzenia”, przy czym po pewnym czasie sam nie może się już w tym wszystkim
odnaleźć. A wystarczy chcieć tyle, ile mogę mieć z uwzględnieniem własnych
możliwości. Dla porównania, żeby wyjaśnić „pożądliwość” posłużę się przykładem
człowieka, który chce mieć pałac z 1 000 pokoi. Kiedy już wprowadza się do
tego pałacu zaczyna się gubić w jego przestrzeni i nie wie gdzie jest
najbliższa toaleta, a gdzie jest garderoba, żeby się przebrać. Całe bogactwo
natury, jakie nas otacza jest dla człowieka, ale w kontekście jego możliwości
ogarnięcia tego bogactwa. Jeżeli więc, człowiek już wie kim jest w pryzmacie
swoich predyspozycji, to w kontekście bogactw natury powinien szukać i
gromadzić te, które pozwolą mu być tym kim chce być. Ja ze swojej strony mam głęboką
nadzieję, że każdy chce po prostu być lepszy.
wtorek, 13 maja 2014
CZY RZECZYWIŚCIE NAJLEPSZĄ OBRONĄ JEST ATAK?
Odkąd człowiek w swoim rozwoju
cywilizacyjnym zaczął gromadzić nadwyżki produktów i towarów, które zbierał lub
produkował, rozpoczęła się era wojen, bo, po co się wysilać skoro można siłą
zabrać innemu. W tym procesie istotną rolę odgrywa tzw. „słaby punkt”
przeciwnika. I tak przez wieki doskonalono techniki wojskowe, które oprócz
strategii na polu walki kładły duży nacisk na wywiad, który miał pozyskiwać
informacje o słabych punktach przeciwnika. Wiemy z historii, że nawet nieliczna
armia pokonywała o wiele silniejszych, wystarczyło znaleźć „piętę achillesową”
wroga i z znienacka uderzyć i zwyciężyć. Dlaczego jednak metody wojskowe
przeniesiono na zwykłe relacje międzyludzkie? Otóż, człowiek nie potrafi
wykorzystywać swoich indywidualnych predyspozycji dla dobra ogółu, tylko
wykorzystuje je przeciwko innym, by łatwiej zaspokoić swoje potrzeby. W naturze
występuje różnorodność, więc niektórzy szukają tylko „słabych punktów”, by je
wykorzystać do własnych celów. A wystarczyłoby szukać we wszystkim tzw.
„mocnych stron” i wykorzystywać je dla dobra jak największej liczby jednostek.
Dlaczego to jest tylko teorią? Ponieważ taki proces wymaga wysiłku
intelektualnego i fizycznego, a do tego jakoś człowiek nie jest skory. Szukamy
odpowiedzi na takie pytanie jak: dlaczego tyle zła wokół? A sami chcemy tylko
to zło dostrzegać, bo łatwiej i prościej. Więc cóż trzeba zrobić, aby takich
pytań już nie było? Odpowiedź jest w Tobie, drogi Czytelniku.
poniedziałek, 12 maja 2014
ISTOTA "MIŁOSIERDZIA".
Żeby mówić o „miłosierdziu” warto
sięgnąć do historii, a dokładnie do Średniowiecza, w którym to rycerz oprócz
miecza, którym zdobywał „chwałę” na polach bitewnych, przy swoim boku zawsze
miał nieduży sztylet, który nazwano „misericordia”, czyli miłosierdzie.
Ten sztylet służył rycerzowi do
tego, aby w przypadku zadania ciężkiej rany przeciwnikowi, mógł „dobić” rywala,
żeby się nie męczył. Oczywiście wynikało to z tego, że w tamtych czasach
medycyna była na niższym poziomie i to powodowało olbrzymie cierpienie
poszkodowanych, czy też chorych. Zauważyć warto w tym miejscu, że skutkiem
„miłosierdzia” była śmierć. Jak dzisiaj pojmowane jest „miłosierdzie”? Otóż,
religie odwołują się w tej kwestii do idei „sądu ostatecznego”, czyli de facto do
zjawiska pośmiertnego, jednak w dobie coraz większych możliwości medycyny,
religie zgodziły się na cierpienie ludzkie nawet wbrew opinii specjalistów. W
tym miejscu zadaję sobie pytanie: jeżeli od samego początku religie uważają, że
życie człowieka jest w rękach „boga”, to dlaczego w Średniowieczu rycerze mogli
decydować o śmierci przeciwnika, a współcześni lekarze już nie mogą? Czyż nie
widać od razu różnicy profesji pomiędzy rycerzem a lekarzem? Do czego więc
służy religii pojęcie „miłosierdzia”? Otóż, uważam, że człowiek za wszelką cenę
chce utrzymywać drugiego człowieka w niewoli mentalnej, by ten był mu
posłuszny. A jeżeli nawet ta niewola okazuje się cierpieniem, to przecież zawsze
można liczyć na „miłosierdzie”.
niedziela, 11 maja 2014
POMAGAĆ, CZY "INWESTOWAĆ"?
Chcę ten temat rozpocząć od
analizy pojęcia „pomagać”. W pojęciu tym widać od razu słowo „móc” i to jest
istota tego całego aspektu. Pomagać znaczy wesprzeć kogoś, kto czegoś nie może,
ale czy zadajemy sobie pytanie: dlaczego ten ktoś nie może? Przecież wiemy, że
człowiek wielu rzeczy nie może, bo nie ma do tego predyspozycji, ale wielu
ludzi nie może, bo nie chce poddać się wyzwaniu, jakie stawia mu życie tu i
teraz. Jak więc jest z tą naszą pomocą? Otóż, najczęściej jesteśmy
wykorzystywani, gdyż niektórzy biorą nas po prostu na litość, która jest oparta
na fałszywym świadectwie o niemocy i jeżeli ulegamy, to tylko powodujemy
nasilanie się tego procederu. Tak więc, uważam, że człowiek powinien
„inwestować” w drugiego człowieka, niezależnie od jego predyspozycji, gdyż
inwestycja w człowieka z porażeniem mózgowym, który całkowicie jest pozbawiony
jakichkolwiek możliwości do samo egzystencji daje wymierny zysk pod postacią jego
szczęścia, oczywiście w jego rozumieniu tego pojęcia. „Inwestować” znaczy
wspierać w rozwoju, czyli jeżeli człowiek robi ze swojej strony wszystko, aby
iść do przodu i nie stać w miejscu, to nasza wyciągnięta pomocna dłoń
przyniesie wymierne zyski obu stronom. Mam świadomość, że relacje międzyludzkie
są wpisane w system zasad obowiązujących w danym społeczeństwie i dlatego nie
można mówić o „inwestowaniu”, jeżeli te zasady ukierunkowane są na „wyzysk”. Ale
moja logika prowadzi mnie do wniosku, że żeby zmienić zasady w społeczności
trzeba najpierw te zasady wprowadzać w relacjach „jeden na jeden”, bo przecież
społeczeństwo to zbiór jednostek, a jeżeli te jednostki będą już „duetami”, to
szybciej i prościej będzie można przenosić tę korelację do większej
społeczności.
sobota, 10 maja 2014
KTO PISZE SCENARIUSZ NASZEGO ŻYCIA?
Człowiek nie może funkcjonować w
świecie w oderwaniu od właściwości tego świata. Jesteśmy częścią, elementem
całości i dlatego winna istnieć harmonia pomiędzy wszystkimi tymi elementami.
Niestety ludzie poszli na skróty i zamiast szukać porozumienia ze wszystkim, co
go otacza, tam gdzie zauważył swoją przewagę zaczął ją wykorzystywać w stosunku
do słabszych od siebie elementów, a tam gdzie uznał, że jest za słaby,
całkowicie się temu podporządkował. I tak, z jednej strony człowiek narzuca
otoczeniu wiele nie zawsze dobrych rozwiązań i jednocześnie ulega działaniom
silniejszych od siebie. W tym momencie trzeba odnieść się do relacji
międzyludzkich, w kontekście istniejących naturalnych procesów występujących w
przyrodzie. W historii człowieka pojawiały się jednostki, które wykorzystując
słabość innych ludzi wobec potęgi natury zaczęły uzewnętrzniać swoja przewagę
nad tymi ludźmi i rozpoczęły proces podporządkowania sobie ludzi. W tym całym
procesie jednak, słabe jednostki zatraciły logiczność myślenia, gdyż
wystarczyło stwierdzić, że jednostka podporządkowująca tak samo podporządkowana
jest potędze przyrody, tak więc gdzie jest tu przewaga tej jednostki? Ta
przewaga uzewnętrznia się pragnieniem dominacji i sterowania życiem innych
ludzi, gdyż jest to najprostszy sposób na pozyskiwanie wszelkich korzyści.
Dlatego uważam, że jeżeli człowiek nie zacznie szukać harmonii w świecie, to
nadal ktoś będzie pisał komuś scenariusz jego życia. A przecież autorem
scenariusza życia jest tylko ten, kto został obdarowany tym życiem. Ale bez
szerszego spojrzenia na ten aspekt nikt nie będzie w stanie tego zrozumieć. Czy
warto przeprowadzić taką analizę? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie
każdy z osobna Czytelnik tego posta.
piątek, 9 maja 2014
PRAWO DLA URZĘDNIKÓW A NIE DLA OBYWATELI.
Chciałbym zwrócić uwagę na
istotny fakt stanowienia prawa w Polsce, który jest w rękach polskich
parlamentarzystów i Prezydenta. Za przykład podam Kodeks Postępowania
Administracyjnego. Otóż, w art. 35 tegoż Kodeksu czytamy, że urząd ma na
załatwienie sprawy miesiąc. Jeżeli sprawa jest szczególna i wymaga dłuższego
postępowania, to w myśl art. 36 urząd powinien poinformować na piśmie strony
postępowania o przedłużeniu terminu oraz podać powody tego przedłużenia i
również ma na załatwienie sprawy kolejny miesiąc. Ktoś by pomyślał, bardzo
dobrze. Nic mylnego, ponieważ w art.35 czytamy, że można wprowadzić terminy
szczegółowe i w ten sposób w brew podstawowemu terminowi, jakim jest miesiąc,
urząd przykładowo może daną sprawą zajmować się pół roku. Wystarczy, że Wójt,
Burmistrz czy Prezydent odpowiednim przepisem wprowadzi taki termin. Jak widać
stanowione w Polsce prawo jest dla urzędników a nie dla obywateli. Obywatel
może sobie jedynie pokiwać palcem w bucie, ponieważ jest na „łasce” urzędnika,
który z pieczęcią w ręku i swoim podpisem czyni z siebie „boga”. Ten układ trwa
w naszym kraju już od 25 lat, kiedy to tzw. „demokratyczna opozycja” obiecała
społeczeństwu lepszą przyszłość. Jeżeli tak ma wyglądać ta „lepsza przyszłość”,
to za kolejne 25 lat nasz kraj będzie na poziomie zacofanego kraju
afrykańskiego.
czwartek, 8 maja 2014
"PIEKŁO" MASZYNKĄ DO ROBIENIA PIENIĘDZY.
Do czego potrzebna jest idea
„piekła” religiom? Otóż, człowiek ma się czego bać! Z logiki religijnej wynika,
że człowiek, jeżeli się boi piekła, to nie będzie czynił zła, którego to
„piekło” jest konsekwencją. Ale, czy rzeczywiście jest to logiczne? Podam
prosty przykład złodzieja. Jeżeli ów złodziej będzie się bał ukraść, to na
pewno popełni błędy, tzn. zostawi jakieś rozpoznawalne ślady na miejscu
kradzieży, i tym samym zostanie złapany, osądzony, skazany i trafi do
więzienia. Co to oznacza? Otóż to, że człowiek jak się boi, to na pewno popełni
błędy i w tym tkwi cały sekret stworzenia idei „piekła”. Kościół wiedząc, że
ludzie bojąc się „piekła” będą popełniać błędy, stworzył instytucję „pokuty”,
która polega na pójściu do spowiedzi. Jeżeli „grzesznik” pójdzie już do
spowiedzi, to zapewne przed niedzielną mszą, więc zostanie na tej mszy, aby
przyjąć komunię, a jak będzie na mszy, to z pewnością da na „tacę”, bo inni
dają. I tak widzimy jak pomysł „piekła” stał się maszynką do robienia
pieniędzy. Naiwni ludzie uważają, że jeżeli będą się bać „piekła”, to pójdą do „nieba”,
tyle tylko, że przez całe swoje życie będą popełniać błędy, za które, według
mnie, nie należy się żadna nagroda, bo za bezmyślność trzeba ponieść
konsekwencje, które w dzisiejszym świecie już ponosimy, tzn. żyjemy w poczuciu
niesprawiedliwości i beznadziei.
środa, 7 maja 2014
NIEDEMOKRATYCZNE PARTIE W "DEMOKRATYCZNYM" PAŃSTWIE.
Polska „demokracja” przedstawia
się następująco: otóż, oficjalnie o wszystkim decyduje „większość” obywateli,
ale decyzję podejmuje garstka, czyli 561 osób ( 460 posłów, 100 senatorów i
prezydent państwa). Jest to tak zwana władza przedstawicielska, która jak się
okazuje oparta jest cały czas na „mniejszości”. Nigdy połowa wyborców nie
wybierze przedstawicieli większości wszystkich wyborców. Dlaczego tak się
dzieje? Otóż, źródło tego stanu rzeczy leży w Statutach polskich partii
politycznych. W tych statutach wyraźnie jest zapisane, że decyzje podejmują
władze partii, wybierane „demokratycznie” przez członków danej partii. I w ten
sposób koleżeńskie układy wewnątrz partyjne przenosi się na płaszczyznę
ogólnokrajową. Oczywiście o tym jak mają wyglądać Statuty decydują ci sami
politycy, których te Statuty dotyczą. Tak, więc w naszym kraju wystarczy zebrać
minimum 1 000 osób, napisać sobie taki Statut i rozpocząć batalię, kto
bardziej zmanipuluje społeczeństwo by dojść do upragnionej władzy, aby dalej
tym społeczeństwem manipulować i czerpać z tego materialne korzyści. Wszyscy od
lewa i prawa w Polsce nazywają to „demokracją”, a ja już nie wiem, czy się z
tego śmiać, czy zacząć płakać.
wtorek, 6 maja 2014
KOŚCIÓŁ W PAŃSTWIE, PAŃSTWO W KOŚCIELE.
Odkąd cesarz Konstantyn Wielki na
początku IV w. uczynił chrześcijaństwo religią państwową, rozpoczęła się
nieustająca walka pomiędzy władzą świecką a władzą kościoła. Skutkiem tego
konfliktu jest między innymi sytuacja w naszym państwie. Relację państwa i
kościoła chyba najlepiej odda podany przeze mnie przykład: wszyscy obywatele,
bez względu, czy są członkami jakiegoś kościoła, czy nie, płacą podatki, z
których państwo opłaca składki ZUS wszystkich duchownych, tzw. Fundusz
kościelny. Z tych składek każdy duchowny po osiągnięciu wieku emerytalnego
otrzymuje z ZUS emeryturę. Trzeba w tym momencie zauważyć, że żaden duchowny
nie wypracowuje produktu narodowego brutto, bo jedynym owocem pracy duchownych
to jest obietnica zbawienia i życia w szczęśliwości po śmierci. I teraz, na ten
przykład do proboszcza parafii przychodzi emeryt, który ciężko pracował 40 lat,
a teraz ZUS wypłaca mu 1 200 zł emerytury i prosi księdza o pochowanie
swojej żony. Ksiądz oczywiście dopełnia wszelkich formalności, ale na koniec
mówi emerytowi: 400 zł się należy „co łaska”. Otóż ksiądz jest świadomy, że ten
emeryt nie zapłaci za pogrzeb z emerytury, tylko z zasiłku pogrzebowego, jaki
wypłaca ZUS. Do czego doszliśmy? Otóż, ksiądz, który nie pracuje i dostaje
emeryturę z ZUS wyciąga jeszcze pieniądze z ZUS przy okazji pogrzebu. Państwo
cały czas zapożycza się, czyli zadłuża, aby ZUS był wypłacalny, czyli okazuje
się, że za słabą kondycją państwa stoi również kościół, który bez żadnej
kontroli państwa wyłudza pieniądze wszystkich podatników. Jeżeli ktoś uważa tę
sytuację za normalną, to gratuluję „czarnego” poczucia humoru.
poniedziałek, 5 maja 2014
"ŚWIECIĆ", CZY "BŁYSZCZEĆ"?
Współczesny człowiek, aby mógł
realizować swoje życiowe cele, musi dostosowywać się do otaczających go
warunków. We wszystkich swoich wyborach, jakie dokonuje człowiek, stara się,
aby być akceptowanym przez środowisko. Ta akceptacja jednak ma swoje podłoże w
tak zwanym trendzie, który kreują inni ludzie. Jak widać wszystko opiera się na
tym, na kim się wzorujemy. Wiemy jednak, że kopia, to nie oryginał, i jeżeli
staramy się kogoś w czymkolwiek naśladować, to nie będziemy sobą, lecz „upodobnieniem”
tego kogoś. Takie „upodobnienie” nazywam „błyszczeniem”. Jesteśmy z siebie
zadowoleni, dobrze czujemy się wśród najbliższych i znajomych, ale tak naprawdę
nie jesteśmy sobą, bo gdy staniemy przed „lustrem” naszego „ego”, okazuje się,
że jesteśmy „nadzy”, a te wszystkie modne ciuchy i przeróżne świecidełka i
gadżety, którymi się otoczyliśmy nie dodają nam żadnego blasku. Żeby był blask
musi być światło, a co zrobić, żeby „świecić”? Wystarczy, że to, co daje nam
otoczenie przefiltrujemy przez własną osobowość, w której odkryjemy coś
wyjątkowego, czyli oryginalnego. Tym właśnie oryginałem wzbogacić każdy trend.
Zauważmy, jesteśmy „na topie”, jesteśmy sobą i pasujemy do otoczenia, tyle
tylko, że już nie „błyszczymy”, lecz „świecimy” swoim pięknym światłem
własnego, niepowtarzalnego „ja”.
niedziela, 4 maja 2014
KRÓTKA REFLEKSJA.
To już jest mój 53 post na moim
blogu i czas na krótkie podsumowanie. Równolegle komentuję artykuły publikowane
na Portalu Onet.pl i zamieszczam link do mojego bloga. Cały czas spotykam się z
różną oceną i to mnie bardzo cieszy. Wiem, że moje wpisy wywołując takie a nie
inne reakcje są powodem do pobudzania rozumowania u ich Czytelników. Przy
większości moich komentarzy na Onet.pl otrzymuję pozytywne oceny, ale właśnie,
są to jedynie oceny. Te pozytywne dodają mi energii do dalszego pisania, a te
negatywne rodzą smutek, bo żadna z osób reagując na moje wpisy negatywnie nie
uzasadnia swojej reakcji, a jak już jest uzasadnienie, to na poziomie
przedszkolaka, opartego na inwektywach, których nawet przedszkolaki coraz
częściej używają. Mam świadomość, że Polacy zagubili już dawno umiejętność
prowadzenia dialogu, a współczesna technologia jeszcze bardziej nas od tego
oddala, bo pozwala na anonimowość, w której czujemy się odważni, ale tylko do
tego, aby wyrażać swoje frustracje i wyładowywać je w Internecie na innych jego
użytkownikach. No cóż, nikt nie mówił, że będzie zawsze z górki. Dla mnie
najważniejsze jest to, że dla choćby jednej osoby warto pokazywać świat
widziany moimi oczami, bo może ten ktoś zauważy w nim coś, co będzie widziane
tylko przez niego. I jeżeli ta osoba zechciałaby podzielić się tym
doświadczeniem, to razem bylibyśmy bogatsi o ten właśnie aspekt różnorodności,
w który moglibyśmy się zanurzyć i cieszyć każdą chwilą, która nas przybliża. I
to, co napisałem przed chwilą jest moją receptą na lepsze jutro, a czy będzie
lepiej, to już leży w gestii moich Czytelników i ich świadomych wyborów. Ja ze
swojej strony mogę jedynie zapewnić, że nigdy nie podważę wolności tych
wyborów. Dziękuję.
sobota, 3 maja 2014
KONSTYTUCJA FUNDAMENTEM NA GLINIANYCH NOGACH.
Każde demokratyczne państwo musi
przyjąć podstawowe zasady swojego funkcjonowania. W Polsce wyrazem tego jest
Konstytucja, która określa zasady społeczno-gospodarcze naszego państwa. Ta
Ustawa Zasadnicza powinna zapewnić wszystkim obywatelom pomyślny rozwój. Jak
naprawdę jest z naszą Konstytucją? Jak zwykle, posłużę się przykładem: z moich
analiz wynika, że Konstytucja weszła w życie w dniu 17.10.1997 roku, a Konkordat
zaczął obowiązywać dopiero w dniu 25.04.1998 roku. Czyli w Konstytucji jest
odniesienie do nie ratyfikowanej umowy międzynarodowej, tzn. w Konstytucji
powoływano się na prawo, które nie obowiązywało. Uważam, że przez 190 dni
relacje państwo-kościół były na wyrost umocowane prawnie, jednak według obu
stron wszystko było w porządku. Oczywiście prawnicy podeprą się innymi,
obowiązującymi przepisami dotyczącymi stosunków państwo-kościół, gdyż nie może
istnieć tzw. próżnia prawna, ale zadaję pytanie: czy wszystkie te ustawy
odpowiadały zapisom Konkordatu, który nie jako miał uporządkować stosunki
państwo-kościół? Jeżeli te ustawy nie odbiegały od zapisów Konkordatu, to po co
w ogóle podpisywano, a następnie ratyfikowano Konkordat? Myślę, że na tym
przykładzie widać prawdziwe oblicze stosunków państwo-kościół w Polsce, które
odsłania całkowite uzależnienie się państwa od kościoła, gdyż widać wyraźnie,
że zapis Konstytucji wymusił na parlamencie i prezydencie ratyfikację
Konkordatu. W tym miejscu odwołam się do pierwszego zdania mojego postu i
zapytam, czy to rzeczywiście jest „demokratyczne” państwo?
piątek, 2 maja 2014
RÓŻNICA POMIĘDZY "KRYTYKĄ" A "OCENĄ".
Kiedy cokolwiek oceniamy
stosujemy prostą zasadę: albo coś jest dobre, albo złe. To powoduje, że
przyjmujemy taką a nie inna postawę wobec tego czegoś. Czym zatem jest krytyka?
Otóż, krytyka jest poddaniem w wątpliwość logiki aspektów danej rzeczy.
Krytykujący nie ocenia, lecz wskazuje na pewne istotne punkty, które jak to się
potocznie mówi „nie trzymają się kupy”. Oceny tych wątpliwości, tzn. czy są
słuszne, czy nie dokonuje ten, kto jest poddany krytyce oraz ci, którzy w jakiś
sposób z tą osobą są związani. Ocena winna być końcowym wnioskiem po
przeprowadzeniu analizy krytyki, która przecież w istocie też jest analizą. Nie
wiem, czy od razu widać, jaka powinna być reakcja na postawioną ocenę.
Wcześniej napisałem o przyjmowaniu jakiejś postawy. Otóż to. Jeżeli ocena jest
dogłębną analizą rzeczywistości, to człowiek nie powinien przyjmować postawy
„odrzucenia” czegokolwiek, tak więc, jeżeli nawet coś ocenimy jako złe, to nie
powinno to powodować naszego całkowitego odwrócenia się od tego. I tak widać,
że krytyka prowadzi do dobrych skutków oceny, bo jeżeli coś lub ktoś nam się
niepodobna, to nie zmierza to, do odtrącenia, lecz pozwala człowiekowi
skierować jeszcze większą uwagę na tę kwestię i szukać jakiegokolwiek
pierwiastka dobra.
czwartek, 1 maja 2014
CZY WIĘKSZOŚĆ MA ZAWSZE RACJĘ?
W małych społecznościach łatwiej
jest dojść do konsensusu, czyli podjąć decyzję, która dotyczy wszystkich, ale
nikomu nie przynosi strat. Sytuacja ta zmienia się, gdy w grę wchodzi duża
społeczność, taka jak państwo. Jak rozstrzygać sprawy, aby nikt w danym
państwie nie poczuł się pokrzywdzony? Rozwiązanie tkwi w predyspozycjach
poszczególnych jednostek, i wystarczy, aby skorzystać z zasady podobieństw, aby
te predyspozycje połączyć w mniejsze społeczności, aby te z kolei mogły na
bazie własnej specyfiki szukać jak najlepszych rozwiązań dla wszystkich takich
grup. Sedno jednak kryje się w tym, aby żadna poszczególna grupa nie pomijała
pozostałych w poszukiwaniu konsensusu. Dzisiaj chcemy decydować o wszystkim,
niekiedy nie mając zielonego pojęcia, o czym chcemy decydować. Takie decyzje
podejmujemy na forum pod postacią np. referendum. I jakie skutki osiągamy? Otóż
większość decydując o własnych potrzebach całkowicie dyskryminuje potrzeby
mniejszości. Czy na takiej płaszczyźnie możemy mówić o porozumieniu społecznym?
Dlatego uważam, że większość ma dopiero wtedy rację, kiedy żadna mniejszość,
decyzją większości nie czuje się poszkodowana. Ktoś zapyta: ale to nie jest
takie proste? Tak, ale tylko dlatego, że dzisiaj większość ludzi w danej
społeczności nie zna swoich predyspozycji, a publicznie czyni z siebie
„omnibusów”, i tym samym sieje zamęt wśród tych, którzy chcą racjonalnie i z
pożytkiem dla ogółu szukać jak najlepszych rozwiązań.
Subskrybuj:
Posty (Atom)